Czterech na pięciu dentystów poleca tego blogspota.

Party soft

To znowu ja!

Niedawno odwiedziłam swój pierwszy w życiu ponymeet. Tak jak się spodziewaliście - próbowałam kogoś tam zaciągnąć. Niestety pan Jakub dwa tygodnie nie odbierał telefonu. Inni stwierdzili, że nie lubią pedaczy. Od Pauliny dowiedziałam się godzinę przed meetem, że idzie na wystawę kotków do galerii handlowej. Byłam więc zmuszona, żeby doczłapać tam solo. Na szczęście wzięłam część swojej nieśmiałości na klatę i okazało się, że bronies nie chcą odgryźć mi głowy. Postanowiłam nawet przy najbliższej okazji wybrać się na takie wydarzenie ponownie.
Btw, powrót do szkoły po dwóch tygodniach leżenia do góry brzuchem łatwy nie był.
W dodatku drugi dzień po... był sobie szkolny bal. Na którym puszczali techno z głośników, a pani pedagog wywijała na parkiecie z panem od snycerstwa. Wyobraźcie to sobie. >D Ah, no i jeszcze nastał historyczny moment, bo pierwszy raz od balu gimnazjalnego miałam na sobie sukienkę. (Co z tego, że do glanów.) O dziwo, moje buty nie były failem, bo tematem całego party hard był Woodstock.
Był jeszcze przegląd prac domowych, na który przyniosłam jakieś 14 rysunków. Prawie połowę tego zrobiłam dwa dni przed. Tak, dostałam 4+. Tak, to był ten super przegląd z ponad 2 miesięcy na który mieliśmy mieć po 250 prac + ferie. Teraz mam 7 dni, a ma być 100 światłocieni na A2. Na pewno podołam.

16 lutego było moje sweet 17. Połowa zaproszonych osób postanowiła przyjść w następnym tygodniu, bo nagle zdechł im kot, mieli pracę, albo poszli zaszczepić swojego ocelota. Niestety, mój pokój nie nadaje się w żadnym razie do przyjmowania gości. Sama nie umiem dostać się do szafy, żeby wyciągnąć sobie rano czyste skarpetki. (Reszta ubrań leży na podłodze, albo na stole, bo Narnia jest nieosiągalna.) Chyba pora wreszcie poukładać wszystko na półkach i posprzątać, bo robię to już dwa tygodnie.

Albo... jeszcze sobie poleżę.

Wzięło nas dzisiaj z siostrą na typowe gadanie o niczym. Best of the best:
Gdyby rodzice zobaczyli swoje dzieci na Woodstocku to byli by zszokowani jak nigdy. Nie chodzi mi tutaj o brud i chaos. Chodzi mi raczej o "Tak mnie swędzi, że chciałbym się umyć, ale tego nie zrobię", "Zjadłbym sobie przysmak drwala na suchym chlebie, pora z zupy i cebulę. Uwielbiam cebulę z mortadelą", "W tym lesie spotkałam rzeczy, które normalnie by mnie przeraziły, ale w obecnej sytuacji nie robią na mnie żadnego wrażenia". True story bro.

Jestem pewna, że miałam tutaj napisać o czymś ważnym, ale nie pamiętam o czym.
W takim razie żegna się z wami Człowiek Frajer.

@ Aktualka archiwum głupich screenów i noobienia w lola.
@ Stan pisania opowiadań:
AusHun - -10%
Dzień z życia Bezy - 50%
Alluvione - 30%
Przestańcie o to pytać.

A może jednak?

Jest niedziela. Jutro zaczyna się druga połowa ferii. Miałam rysować ostro całe te dwa tygodnie, a ostatecznie i tak naskrobałam tylko dwie prace, które wołają o pomstę do nieba. Na szczęście jutro jadę do babci z internetem mobilnym plusa, blokiem rysunkowym i ołówkiem. Mam nadzieję, że szybko mi się skończy ten transfer.
Pieski opuściły mój dom. Nie było ich już dzisiaj kiedy wróciłam rano do domu i nigdy nie będzie. Jeden miał zostać, bo siostra chciała zabrać go, kiedy się wyprowadzi, ale ostatecznie komuś oddała. Mam nadzieję, że rączki w które je oddaliśmy są dobre i naprawdę nic im się nie stanie. (Jeden będzie nazywał się Frodo! Ktoś kto nazywa tak psa nie może być zły.)
A tak btw, to mam konto na deviantartcie. Można je sobie luknąć TUTAJ. Adzia powiedziała, że mam dodać jakąś starą pracę i zarzucić journalem, że jestem nowa i proszę mnie nie hejtować. Ponieważ nie umiem dodawać journali - wstawiłam Nightmare Moon, co automatycznie sprawiło, że każdy hejter i osoba zdrowa na umyśle opuściła mój profil, bo kuce.
A teraz ogarnijcie:


To jest tak bardzo EPICKIE. Nie mówiąc już nawet o tym, że to TRIXIE. ♥
Kaw kaw kaw. W ogóle, dawno tu nie pisałam i zapomniałam, że nie opisałam naszej świetnej podróży do weterynarza. Kiedyś te małe, szczekające, urocze bestie trzeba było zaszczepić i odrobaczyć, da? Pojechałyśmy więc. W poczekalni siedział z panem taki mały ratlerek w... hip-hopowej bluzie. Serio. Był całkiem spokojny, póki do środka nie wszedł jakiś chłopak w dresach. Wtedy zaczął na niego szczekać. Siostra określiła to mianem konfliktu joł joł.
Wchodząc tam, ten miły pan przekroczył limit maksymalnie jednego rapera w jednym pomieszczeniu.
Chyba trochę mało się u mnie dzieje.
Zaczęłam pisać obiecane już wielu osobom opowiadanie o superbezie, ale zajmie mi to dużo czasu, bo mam masę roboty. Fajnie by było utrzymać to 5 z malatstwa.

Pozdrawam,
człowiek frajer.
© Agata dla WioskaSzablonów | Technologia blogger. | Freepik FlatIcon