Czterech na pięciu dentystów poleca tego blogspota.

Warszewo walcz!!!111!!!11!

Okazuje się, że im więcej się w tygodniu dzieje, tym mniej wiem co mam napisać w notce na blogu.

Zacznijmy więc od tego, że równy tydzień temu moja klasa wybrała się na plener. Na miejscu przywitały nas kozy (Gandalf i Varg. Mam taki talent do nazywania zwierząt.) i owce, które z niewiadomej przyczyny cały czas biegały za Martyną. Towarzyszyły nam nawet, kiedy przez kilka godzin siedziałyśmy na słońcu malując piękną... ulicę. Wróciłam potem do domu opalona i nie byłam pewna, czy moja skóra przybrała taki kolor, czy po prostu jestem brudna.
Ogólnie, to wyjazd był bardzo fajny. Można było nawet podpiąć mp3 do telewizora i słuchać sobie darcia mordy, kiedy zrozpaczone tekstami śpiewanymi przez Zielone Żabki Ole wychodziły z pokoju. Ah, no i ta zaawansowana technologia umożliwiała granie pilotem w sudoku.
Najgłupszym momentem było chyba to, kiedy poszłyśmy o północy zrobić sobie herbatę na dół do kuchni. Nie zauważyłyśmy, że pan Kokolus zrobił sobie kolację i wrócił się, żeby zabrać ją ze stołu. Było tak ciemno, że nie zauważył 5 kubeczków z herbatą owocową w środku i odszedł w przekonaniu, że Alyszję boli brzuch.
I nauczyli nas malować żelazkami. Wreszcie wiem po co stworzyli kredki świecowe.

Chciałam tutaj napisać coś głupiego, co po powrocie zrobiła pani od przedsiębiorczości, ale ostatnio mamy normalne lekcje. Przepowiadam koniec świata.

Za to już pierwszego dnia po powrocie do Szczecina wypierdoliłam się na wfie. Po pierwsze, krew ciekła jak z kranu i zaplamiłam skarpetki Dominiki. Po drugie, podarłam swoje fioletowe spodnie. Po trzecie, pani z sekretariatu próbowała zrobić mi opatrunek z kawałka waty i taśmy do intarsji.

Żeby dobić samą siebie, godzinę później dowiedziałam się, że jeśli na historię zgłosi się za dużo osób, to będzie konkurs ocen. Jest szansa na to, że dostanę rozszerzenie z biologii albo chemii. Pls don't.

A w czwartek pan Kokolus usiadł mi na krześle z nostalgią wpatrując się w pozującą Dominikę.


Dzisiejsza piosenka z dedykacją dla Dżoanci. ♥
I w sumie Adzi też.

Moje kolana tak bolą.

Właśnie, piosenka. Ada kazała mi napisać jedną o tym, jak bardzo cierpię.


"PIOSENKA O UPADAJĄCEJ BEZIE, KTÓRA NIE MOŻE SIĘ NAWRÓCIĆ, BO BOLĄ JĄ KOLANA I NIE MA JAK KLĘCZEĆ".

Biegnę Biegnę, upadom , kref.*
Boże jaki żal
Patrzcie jak Beza płacze
Podarła swoje fioletowe spodnie
A wyglądała w nich tak modnie

BO TO JEST BUL ŚMIERĆ I PORAŻKA
NIE MA NADZIEJI TYLKO HEKTOLITRY KRWI
FRAJERSTWO BEZY WIECZNE JAK PAWŁA WONS
BO TAKI JEST NASZ SMUTNY LOS :(

Idę idę do sekretariatu
Nie mają plastrów
Boże jak to krwawi
Z taśmy i waty opatrunek
Naszej Bezie na ratunek

:(

Będzie sinior powiedziała pani
Beza wciąż płacze
A Oli to nie bawi**
Kawałki kamieni sypią się z kolana
Jak do kościoła mam iść z rana?

 :(

Z drugiej strony kartki pisze coś jeszcze o jebaniu systemu, ale sobie daruję przepisywanie.

* Starałam się zachować oryginalny zapis Kubusia.
** Ponieważ ten wysmakowany dowcip zrozumieją tylko osoby wtajemniczone - mamy w klasie Olę Sinior.

Teraz kiedy to się ze mnie wydostało, to czuję się lepiej.
A nie, nie czuję się lepiej. Bo nikt nie jara się tak jak ja Catbugiem. Serio, ludzie. Jak można nie krzyczeć wesoło PUT A LITLE FENCE AROUND IT?
Ah no tak, zapomniałam. 50% wolnego czasu spędzam na śmianiu się z własnych dowcipów. Pozostałe 50% na płakaniu w samotności.

Zielone buty.

Na koniec tej podejrzanie długiej notki: koncert Sabatonu.
Zastanawiam się czyj to tak naprawdę był koncert, bo supporty były od niego lepsze. I nie piszę tego z hejtu, bo widziałam pewnego miłego Szweda w samych gaciach.
Oh Sabatonie, pamiętam do dziś, kiedy to jeszcze jako gimnazjalista kupiłam waszą koszulkę z 40:1.
Teraz już wiem, że 40:1=40. ♥

Pozdrawiam,
Człowiek Frajer

PS. Marcin robimy konta na forum i nic ci nie powiedzieliśmy

PS2. (Istnieje coś takiego?) Kocham Paulinę.
© Agata dla WioskaSzablonów | Technologia blogger. | Freepik FlatIcon