Czterech na pięciu dentystów poleca tego blogspota.

Trochę o strachu - anatomia zmęczenia przerażeniem

Odkąd sięgam pamięcią świat miał nieprzyjemną tendencję do wybiegania mi naprzeciw. Wszystkie pomysły i odkrycia, na które tylko sobie pozwoliłam okazywały się bezwartościowe, a mimo tego (metodą prób i błędów) próbowałam osiągnąć cokolwiek w czymkolwiek, co tylko jakimś cudem znalazło się w szeregu dziwacznych, bezowych zainteresowań. Większość tych prób zakończyła się bezowocnym dotykaniem się wszystkiego i ucieczce z nieznanego w okrojoną, wąską strefę komfortu zbudowaną z tego co jakimś cudem udało mi się wymacać. Pojawiało się również uczucie, które towarzyszy mi gdy znajduję się w miejscach wysokich, chociażby nad przepaścią. Spoglądasz w dół, kręci ci się w głowie. Myślisz – upadasz, chociaż tak naprawdę stoisz w kompletnym bezruchu jak kamienny posąg, niezdolny do nawet drgnięcia w którąkolwiek stronę, całkowicie zdominowany przez przerażenie i wizję porażki tlącą się gdzieś we wzburzonych falach morza znajdującego się pod tobą. Zawsze powtarzałam sobie, że jestem tchórzliwa, nie mogąc przezwyciężyć irracjonalnego strachu, bo nie balansuję przecież na krawędzi – brakuje do tego oczywistego kroku w przód. Mogę odejść, a jednak tkwię w pułapce własnych wyobrażeń, przeinaczania wszystkiego, dopowiadania nie mających podstaw zakończeń potwierdzających, że do Sherlocka brakuje mi wiele. Zamiast uczynić z indukcji swojego poplecznika, zgubiłam się całkowicie i poruszam po omacku.


Ucieczka stała się dobrym rozwiązaniem na wszystkie przeciwności losu, z którymi los mnie zetknął i nim się obejrzałam przestałam się rozwijać. Bo nie walcząc z przewlekłym uczuciem niemocy ogarniającym w sytuacjach kryzysowych nie jesteśmy w stanie zmienić nic. Stoimy w miejscu i stać będziemy nadal. Nie dostałam się na Akademię Sztuk Przepięknych. Ruszyłam z desperacji w kierunku mi nieznanym, próbując nadrobić trzynaście lat zmarnowanej edukacji, by zorientować się, że absolutnie nic nie potrafię. I to wszystko trzeba naprawić, a reperowanie straconych dni przychodzi z trudem każdemu, komu chociaż raz przyszło cokolwiek, kolokwialnie mówiąc – olać. Siedzę teraz z grubym na tysiąc stron podręcznikiem i zastanawiam, czy krok w przód, prosto w głęboką wodę nie był błędem, a jednak próbuję po raz piąty udowodnić sobie, że może potrafię spełnić oczekiwania człowieka, który poświęcił wszystko w imię nauki czegoś, co mi wystarczy jedynie liznąć, iść dalej, zapomnieć. Przetrwać.

Biorąc pod uwagę, że zjeździłam pół Polski pewnie większość moich czytelników wyśmiałaby mnie głośno widząc informację, że czasami boję się wyjść z domu, a zerknięcia zza pleców, kiedy tworzę cokolwiek wzbudzają we mnie uczucie beznadziejnej irytacji, a jednak – to fakt. Te dwadzieścia jeden lat nauczyło mnie jednak, że czasami warto kliknąć wyślij, podnieść głowę i spojrzeć komuś w oczy, uśmiechnąć się do nieznajomego, podzielić przeżyciem, wylać żale w obrębie bloga, napisać list pełen zwierzeń, czy najważniejsze – wyjechać, samotnie i w ciszy zobaczyć coś, co jest dla nas ważne i wrócić z nowym doświadczeniem. Piękno odwagi nie jest jednak u mnie czymś powszechnym i serce bije mi w rytmie niewielu takich momentów, ale wierzę usilnie, że niemożliwe jest warte próby najbardziej ze wszystkiego.

Jeżeli mogłabym dać sobie z przeszłości i przyszłości jakąkolwiek radę, niech będzie proste – rób i walcz o swoje, niezależnie od tego jak źle wygląda sytuacja i jak wiele osób próbuje wmówić ci, że się nie da. Na przekór wszystkim, z rogami na wierzchu. Jestem już zmęczona, więc skaczę.

Pozdrawiam,
Człowiek Frajer

Typowo na koniec coś zupełnie niezwiązanego z tytułem. Szukam osób chętnych do okazjonalnej wymiany myśli poprzez listy bądź kartki. Kolekcjonuję pocztówki, lubię czytać, kocham i mimo potknięć czasowych odpisuję. Ktoś coś?
© Agata dla WioskaSzablonów | Technologia blogger. | Freepik FlatIcon